Nasz ostatni wakacyjny urlop przed pojawieniem się Maleńtasa – sześć lat temu – spędziliśmy na zachodzie Krety. Były to cudne wakacje z Ptysiem spędzającym pół dnia w mini klubie i część wieczoru na mini disco. Lubimy takie typowe greckie wyspy, czyli z zabytkami starożytnymi, a nie mnóstwem roślinek i co roku w takie właśnie celujemy. Jednak te finansowo i logistycznie dostępne wyspy powoli zaczęły nam się kończyć, więc postanowiliśmy zacząć wracać do tych najbardziej urokliwych, na których jednak nie wszystko jeszcze odkryliśmy. Czytaj dalej „Moje wielkie greckie wakacje – Kreta po raz drugi”
AKA* Pierwszy Londyn bez wózka
AKA Ja chcę na rączki
AKA Bolą mnie nóżki
W maju w Londynie jeszcze nie byliśmy. Przerobiliśmy już wszystkie miesiące zimowe, wszystkie letnie, wrzesień i listopad jesienny, ale taki typowo wiosenny wypad do Londynu zdarzył nam się po raz pierwszy. Po raz pierwszy również polecieliśmy tam bez wózka dla Maleńtasa, co było nie lada wyzwaniem… Czytaj dalej „Majówka w Londynie”
To był trudny rok. Dużo pracy było, dużo wyrzeczeń, mało czasu, mało odpoczynku. Zasłużyliśmy na wakacje. I z radością i zniecierpliwieniem czekaliśmy na kolejną grecką wyspę. Malutką, klimatyczną, „unspoilt” jeszcze… Samos… Czytaj dalej „Moje wielkie greckie wakacje – Samos”
Jako dziecko jeździłam do Warszawy z rodziną. Właściwie nie do samej Warszawy, a do Piaseczna, i nie do końca wiem, czy określenie „jeździłam” jest poprawne – może okazać się, że byłam raz, a pamiętam inaczej. Generalnie, dziecięcym wspomnieniom ufać nie należy i to, co pamiętam, równie dobrze może okazać się tylko opowieściami innych. Ale załóżmy, że coś tam pamiętam i jakieś wspomnienia z samej Warszawy mam. Dwa dla dokładności. Czytaj dalej „Warszawa – podejście drugie”
Definicja pojęcia „last minute” ulega dramatycznej zmianie, gdy masz dzieci. Bo z dziećmi nie da się robić nic tak naprawdę na ostatnią chwilę. Bo dzieci lubią rutynę i wszelkie od niej odstępstwa podsumowują buntem i histerią. A że ja strasznie nie lubię buntu i histerii, których to mam nadto nie planując nic na ostatnią chwilę, wszelkie aberracje (tak, znam takie słowo, mądra jestem) wolę zaplanować z odpowiednim wyprzedzeniem i przygotować na nie zarówno siebie, jak i dzieci. Dlatego też wyjazdy wakacyjne planujemy w okolicach października roku poprzedzającego, a wyjazdy do Londynu z co najmniej sześciomiesięcznym wyprzedzeniem. Czytaj dalej „Londyn „last minute””
W styczniu poszliśmy do kina. Wszyscy, cała czwórka, dwoje dorosłych i dwoje dzieci, z czego jeden trzylatek, który usiedzieć na miejscu przez pół godziny ma problem… Było to wyzwanie pod wieloma względami. I nie, to nie tak, że nie zabieramy chłopców do kina nigdy – choć muszę przyznać, że dla własnego zdrowia psychicznego wolę, gdy dzieciaki chodzą do kina z dziadkami. Czytaj dalej „Czas na przerwę, czas na city break…”
Nasze wakacje na Rodos sponsorowała cyferka 3 (jak „trzy latka”) oraz głoska „cz” – czy też raczej zmiękczona do „ci” (jak „czemu”, w wersji zmiękczonej „ciemu”).
Nieobliczalny dwulatek z Korfu stał się głośnym i humorzastym trzylatkiem. W miarę opanowany dziewięciolatek z Korfu, stał się niezadowolonym z prawie wszystkiego dziesięciolatkiem. Krótko mówiąc, bajka… Czytaj dalej „Moje wielkie greckie wakacje – Rodos”
Jakiekolwiek podróże czy krótkie wyjazdy nastręczają problemy żywieniowe. Krótkie wypady typu „city break” (czyli przeważnie Londyn) oznaczają, że żywimy się sami, na budżecie. A więc zupki chińskie, McDonald’s i kawa w Nero Café czy innym Starbucksie. Zdarzają się też bardziej ekskluzywne „city breaks”, gdzie mamy do dyspozycji mieszkanie z kuchnią. I wprawdzie znikają wtedy z menu zupki chińskie na rzecz domowego spaghetti, ale McDonald’s zostaje – żeby dzieci też coś z tych wyjazdów miały. Czytaj dalej „Paryż zadba o Twoją linię”
Są ludzie, którym nieznajomość żadnego języka obcego nie przeszkadza w podróżowaniu i komunikowaniu się za granicami własnego kraju. Nie da się po polsku czy łamaną angielszczyzną – bardziej łamaną niż angielszczyzną, ale co tam – to można na migi. Wystarczy odrobina pewności siebie i nie przejmowanie się, jeśli robi się z siebie idiotę. I po co komu języki obce? Czytaj dalej „Upośledzenie lingwistyczne”