Szukaj

moje tak zwane życie

czasem poważnie, czasem z humorem…

Kategoria

Me, myself and I

Cyrk

Ostatni raz w cyrku byłam jako dziecko. Niewiele pamiętam, nie wiem nawet, czy mi się podobało czy nie. Mąż mój w cyrku był kilka lat temu, gdy Ptyś był mały, jego wspomnienia więc są świeższe. Być może dlatego do cyrku właśnie porównuje moją pracę. I coś w tym pewnie jest… 

Czytaj dalej „Cyrk”

Rodzicielstwo bliskości 2.0

Zaczęłam kiedyś czytać książkę o rodzicielstwie bliskości. Bo nazwa tak fajnie brzmi. Bo między nastoletnim Ptysiem a mną bliskości od lat nie ma, choć gdy był mały byliśmy nierozłączni. Bo nie chcę powtórki tego z Maleńtasem. Bo idee – przed wzięciem książki do ręki – wydawały się fajne. A potem autentycznie książkę w temacie kupiłam i poległam po kilku rozdziałach, bo okazało się, że moje pojęcie bliskości jest zgoła odmienne od tego, co miała na myśli autorka. Używam więc pojęcia rodzicielstwo bliskości w zupełnie innym znaczeniu niż ogół. Ale nic nie szkodzi – różni jesteśmy i bliskość też może być różna. Czytaj dalej „Rodzicielstwo bliskości 2.0”

Całkiem jak Kłapouchy…

– Nie bardzo się mam – odpowiedział Kłapouchy. – Już nie pamiętam czasów, żebym się jakoś miał.

Z Kłapouszkiem z upływem czasu wydaję się mieć coraz więcej wspólnego. Wprawdzie nikt mi domu nie niszczy, ani ogona nie kradnie, ale tak jak on nie pamiętam, kiedy ostatnim razem jakoś się miałam…

Czytaj dalej „Całkiem jak Kłapouchy…”

Trudne początki…

Przyszła nie wiadomo skąd. Spodobało jej się. Postanowiła zostać. Nieproszona i niechciana. Nie chce odpuścić. Ja i ona – musimy nauczyć się żyć w jakiejś symbiozie. Choć na razie raczej pasożytuje. Próbuje karmić mnie truizmami. Twierdzi, że ból może być świetnym nauczycielem. Przekonuje, że jeśli czujesz ból, to znaczy, że żyjesz. Ale przecież nie dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu… Bo co to za życie…

Czytaj dalej „Trudne początki…”

Wakacje w czasach zarazy

Przez ogromną część naszego dorosłego życia, wakacje nieodzownie łączyły się dla nas z Londynem. Jakikolwiek wyjazd letni, zimowy, wiosenny czy jesienny oznaczał wyjazd do Londynu. Na dwa tygodnie, na dziesięć dni, na dni cztery… Potem na świecie pojawił się Ptyś i nadal wszelkie urlopy oznaczały Londyn. Po jakimś czasie postanowiliśmy do tematu wakacji podejść mniej egoistycznie i zaczęliśmy korzystać z wakacji all inclusive w Grecji. I na zmianę był raz Londyn, raz wyspy greckie, czasem dodatkowo pojawiały się inne europejskie miasta – dodatkowo, bo ani z Londynu, ani z Grecji zrezygnować nie chcieliśmy.

I wtedy nadszedł rok 2020…

Czytaj dalej „Wakacje w czasach zarazy”

Jak wygląda nauczaNIE zdalne

Nauczycieli, dokładnie tak, jak drogowców zimą śnieg, zaskoczyło zdalne nauczanie. Wiem, że czytając ciężko może być wyczuć ironię, więc podkreślę tylko, że stwierdzenie „zaskoczyło” jest mocno naciągane. Bo mieli dokładnie dwa tygodnie od zamknięcia szkół do rozpoczęcia zdalnego nauczania. Jest to czas wystarczający na odświeżenie podstawowych umiejętności komputerowych i ogarnięcie jakiejkolwiek platformy do e-learningu. Czytaj dalej „Jak wygląda nauczaNIE zdalne”

Planuję nie planować

DSC_2101_cr

Początek roku – czy to kalendarzowego czy szkolnego – w jakiś dziwny sposób skłania ludzi do refleksji i zmian. Jest to niejako spowodowane tym, że oba te początki roku wiążą się niejako z używaniem nowego kalendarza. A gdy bierzemy do ręki ten nowiutki i pachnący jeszcze świeżością i możliwościami kalendarz, aż chce nam się go używać. No chyba, że właśnie nie… Czytaj dalej „Planuję nie planować”

Tragedia w trzech aktach…

DSC_5068_cr

Biednemu wiatr zapalenie tęczówki w oczy…

Akt I

Nowy Rok 2017 Z zęba wypada plomba.

4 stycznia Zaczyna boleć prawe oko.

5 stycznia Idę do lekarza pierwszego kontaktu. Oko czerwone i boli. Jako alergik jestem przyzwyczajona. Ale ból przy patrzeniu na światło jest czymś dla mnie zupełnie nowym. Guglam i nazywa się to światłowstręt. Pogoda jest wyjątkowo niezimowa jak na Polskę – wszędzie śnieg. U mnie światłowstręt zamienia się w śniegowstręt. Czytaj dalej „Tragedia w trzech aktach…”

Z genami nie wygrasz…

DSC_4970

Z dzieciństwa pamiętam różne rzeczy. Z reguły są to jakieś strzępki informacji latające mi po głowie. Jednak jedna spójna i trwająca przez całe moje dzieciństwo i lata młodzieńcze rzecz, którą bardzo żywo pamiętam, to moja własna matka i ciocia próbujące na zmianę się odchudzać i rzucać palenie. I nie wiem, ile z tego, co pamiętam autentycznie wypróbowały, a o ilu sposobach tylko mówiły, uznając je za idiotyczne, ale w pamięci pojawiają mi się takie rzeczy jak pasy odchudzające, herbatki na przeczyszczenie, tabletki, ziółka, hipnoza, kapuśniak jedzony non stop, terapia, Kaszpirowski liczący do dziesięciu w telewizorze, głodówki, dieta owocowa, a może warzywna, ale na pewno płynna była także… Czytaj dalej „Z genami nie wygrasz…”

Blog na WordPress.com.

Up ↑